sobota, 26 kwietnia 2014

We are back :)

Dawno nas tu nie było, ale czas na powrót :)
Zmieniło się u nas wszystko, nie pozostał ani jeden stały punkt, strasznie dziwne uczucie. Ale chyba nie mam innego wyjścia jak się przyzwyczaić i korzystać z tego, że razem ze zmianami przyszła chwilowa duża ilość wolnego czasu :)

Powrót nr 1, czyli wróciłyśmy na stałe do Gdańska


Przeprowadzka już za nami. Czasy mieszkania w Olsztynie zakończone.
Gdyby ktoś 6 lat temu mi powiedział, że będę przeżywała przeprowadzkę Olsztyn>Gdańsk bardziej niż to, że musiałam się tam kiedyś wprowadzić to nigdy bym w to nie uwierzyła i jeszcze wyśmiała. A jednak. Nawet nie zdawałam sobie do końca sprawy jak bardzo jestem przywiązana do tego miejsca.
Albo to po prostu to, że nie lubię zmian.

Zmiana miasta oczywiście jest związana ze skończeniem studiów - po trzech długich miesiącach bycia nieobecną dla świata i życia w świecie książek i notatek udało się - mam upragnione 'lek.wet.' przed nazwiskiem :)

Więc teraz przede mną krótka przerwa i przyjdzie czas na szukanie pracy. Ale zanim to nastąpi mam ten wyczekiwany etap krótkich wakacji, które mam zamiar możliwie najlepiej wykorzystać :)

Powrót nr 2, czyli Amberka wraca na tor flyballowy :)

fot. Marta Jędrzejczyk
Powrót do treningów dał nam bardzo pozytywnego kopa energetycznego! 
W czasie naszej nieobecności drużyna powiększyła się o kilka świetnych psio-ludzkich teamów i aktualnie tętni życiem, nowymi pomysłami i intensywnie ćwiczymy przed rozpoczynającym się sezonem :)

Bru radośnie śmiga po torze, ślicznie skupia na swoim zadaniu, ignoruje inne pieski - ogólnie jak zwykle jest cudowna :)

Jeden z treningowych filmików: klik

Powrót nr 3, czyli witamy mózg Liczmanka! 


Nie ma co się rozpisywać - był i się zmył. Albo raczej stracił połączenie z moją osobą i żył własnym równoległym życiem w świecie do którego miałam ograniczony dostęp.

Okres od połowy stycznia do początku kwietnia był bardzo ciężki dla całej naszej trójki - Li męczyła się z całym światem i samą sobą, Bru męczyła się z Li i ze mną, ja męczyłam się z Li i zamartwiałam o nie obydwie i cały świat. Pogubiłyśmy się w tym wszystkim kompletnie, a ja nie umiałam nam pomóc.

Nie wnikając w szczegóły - miło, że postanowił powrócić i nawiązać ze mną stały kontakt - mam nadzieję, że pozostanie z nami na dłużej.

A wszystkim, którzy pomogli mi wyjść z naszych problemów jestem niesamowicie wdzięczna :)

Powrót nr 4, czyli nareszcie mamy czas wrócić do dawnych planów :)


Pomysł spróbowania swoich sił w dogtrekkingu zawitał mi do głowy już jakiś czas temu i od jesieni obiecywałam sobie, że jak tylko przyjdzie wiosna to coś z tym zrobie. Przyszła wiosna, a ja zawalona książkami nie miałam znowu czasu na nic, ale obiecywałam sobie, że jak tylko skończą się egzaminy to muszę spróbować. I pewnie bym to tak odwlekała w czasie jeszcze długo, gdyby nie Marta, która mnie zmobilizowała, że ona chce startować i że mam biegać z nią :)

Docelowo marzy mi się, żeby móc jeździć i biegać z dwoma psami. Jak biegam sama to podczepienie ich razem działa idealnie. Lychee uwielbia te wyjścia i komenda 'przód' aktualnie należy do jej ulubionych. Ładnie i równomiernie ciągnie ignorując rozproszenia, z bardzo dużą skutecznością ogarnia już komendy na skręcanie. Amberka podczepiona z Li robi po prostu to co ona, jak ma biec sama to dużo bardziej się gubi i najczęściej po prostu biegnie przodem bez ciągnięcia.

Na próbny start postanowiłam wziąć tylko Liczmanka. Nie byłam pewna jak zachowa się, gdy nie będzie to już tylko nasze samodzielne bieganie tylko obok będzie stado psów, mocno podekscytowanych psów, dlatego chciałam ją sprawdzić zanim zdecydowałabym się pojechać z obiema. Tak jak podejrzewałam przed startem nie pozwoliłaby żadnemu psu się do siebie zbliżyć, przez chwilę zwątpiłam w nią i w to czy zachowa się tak jak przewiduje. Ale nie zawiodła mnie :) Komenda 'przód' zadziałała i świat wraz z chodzącymi po nim pieskami przestał dla niej istnieć. Miała swoje zadanie i je wykonywała, jak to ona - całą sobą. Nie było najmniejszego problemu, żeby biec w stadzie psów. Mijała je i one mogły ją mijać. Reagowała na moje prośby o skręty, zwolnienia i przyspieszenia. Wszystko czego od niej oczekiwałam wykonała w 100% i jestem z niej niesamowicie dumna :) 

Z zadaniem zdecydowanie gorzej poradziłyśmy sobie my - mapa z nami nie współpracowała, kompas miał inne zdanie co do tego gdzie jest północ - i ogólnie to kompletnie się pogubiłyśmy i po kilku godzinach biegania po lesie zdecydowałyśmy, że jak dotrzemy na start to już i tak będzie niezłe osiągnięcie - i to nam się już udało :)

Zapału nam to nie odebrało i już szykujemy się na kolejne błądzenie po lesie :)

3 komentarze:

  1. Haha :D No to faktycznie gratuluję tylu powrotów :P No i wielkie gratulacje Pani weterynarz :D Przyjdziemy na jakąś darmową wizytę ;P Hehe :P Chciałabym zobaczyć czy Fiśkowa nadawałaby się do flyball'u, ale jednak drużyna jest już na pewno zaawansowana i jakieś przedszkolaki by przyszły :P Fajne fotki, może umówimy na jakiś wspólny spacer? ( jeśli nie przeszkadza Ci spacer z 14-sto latką) :P
    Pozdrawiamy! :)
    Nina & Figa

    figusiowyswiat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie gratuluję ukończenia studiów! To naprawdę wielkie wyzwanie! Wow! :) Ja z moim psem z kolei jeżdżę na rowerze, do biegania się póki co nie nadaję:D (czyli po prostu nie lubię)

    Pozdrawiam i czekam na kolejne posty

    OdpowiedzUsuń
  3. No to gratulacje dla Pani Weterynarz :)

    OdpowiedzUsuń