poniedziałek, 29 grudnia 2014

KONGi

Mikołaj dotarł również do moich psów!
To chyba oznacza, że były grzeczne w tym roku ;)


W ich świątecznych paczuszkach znalazły się zabawki firmy KONG.
Dreamciu doczekał się swojego prywatnego 'bałwanka', a dokładniej Konga Extreme. Amberka dostała nową Kong Wet Wubba co by nam starej nie brakowało na śnieżnych spacerach. Liczmankowi za to przypadło testowanie nowej Kong Wubba Weaves :)


Zabawki firmy Kong należą do moich ulubionych i bardzo chętnie kupuje je swoim psom, dlatego przy okazji uzupełnienia naszego zbioru o nowe sztuki zdecydowałam się na napisanie kilku słów o każdej z zabawek, która przeszła przez pyski moich psów. 

"BAŁWANKI" - czyli KONG CLASSIC, KONG PUPPY, KONG EXTREME

Znane chyba przez wszystkich :) U nas czasem używane codziennie, czasem raz w tygodniu, ale zdecydowanie niezastąpione i bardzo lubiane zarówno przez wszystkie moje psy, jak i przeze mnie ;)

Każdy z moich trzech psów ma swojego własnego 'bałwanka', każdy w innej wersji, ale muszę przyznać, że podział jest jedynie czysto teoretyczny, bo w praktyce wymiana między Bru i Li jest płynna, zależnie który jest pod ręką :) Dream je tylko ze swojego Konga Extreme, ale jak już skończy przejmuje go Li ;)

Kong Extreme używany przez 3 tygodnie

Zwykle używane przeze mnie, żeby zająć czymś psy, gdy przychodzą goście lub gdy obsychają w swoich klateczkach po błotnych spacerach lub kąpieli. Ale często po prostu jako bardzo lubiana przez nie forma podania posiłku :) Wypełniam je zwykle surowym mięskiem, czasem pastą z gotowanej wątróbki, a wszystko zaklejam twarożkiem. Moje psy zrobiłyby za nie wszystko ;)

Dla Dreama i Amberki to w sumie jedyna funkcja jaką te Kongi pełnią i puste są dla nich mało interesujące. Natomiast dla Li jest to ukochana zabawka, uniwersalna, najlepsza zawsze i wszędzie! Uwielbia je sobie memłać, ciamkać, podrzucać, aportować i się nimi szarpać. Większość zabawek nie przeżyło okazywanej przez nią miłości - Kong Classic i Extreme miewają się świetnie, Kong Puppy w porównaniu do innych zabawek również całkiem nieźle ;)

Od lewej: Kong Extreme rozmiar XL, Kong Classic rozmiar M, Kong Puppy rozmiar M

Jak wypadają te trzy rodzaje 'kongowego bałwanka' w porównaniu?

Zdecydowanie najsłabiej wypada KONG Puppy. Kupiłam go szykując się na przybycie Lychee do mojego domu i przy wyborze zasugerowałam się tym, że wersja Puppy będzie lepsza dla małego szczeniaka niż klasyczna wersja. Wersja Puppy jest ciut lżejsza, bardziej miękka i podatna na ucisk, ale Li nie doceniła jej walorów i już od małego szczyla wolała memłać i nosić czerwonego Konga Classic. Jednak największym minusem jest dla mnie to, że dosłownie po kilku spotkaniach ze szczeniaczkowymi igiełkami na zabawce pozostały ślady, bardzo szybko zaczął wyglądać tak jak teraz na zdjęciu, mimo że nie był tym ulubionym i czerwony Kong zdecydowanie częściej był tym maltretowanym przez Likaczu. Mało, że to średnio estetyczne to jeszcze sprawia, że jest dużo trudniejszy do porządnego wyczyszczenia, więc postrzegam to jaką dużą wadę, mimo że nasz Kong Puppy jak najbardziej dalej pełni swoją funkcję i jest przez Bru i Li używany. Jednak gdybym miała wybierać raz jeszcze na pewno bym się na niego już nie zdecydowała i wybrałabym klasyczną, czerwoną wersję Classic, również dla szczeniaka.

Kong Puppy używany 1,5 roku i Kong Classic używany 2 lata

Przymierzając się do kupienia Konga Extreme i powoli szykując się na wymianę naszego Konga Puppy przejrzałam wiele stron internetowych i porównywałam ceny. Najkorzystniej według mojego wywiadu wychodzą zakupy na zooplus.pl i właśnie tam kupiłam większość, jak nie wszystkie nasze zabawki tej firmy. Praktycznie stale są na nie bardzo atrakcyjne promocje :)


4x WUBBA - czyli KONG WET WUBBA, KONG WUBBA WEAVES, KONG WUBBA BALLISTIC FRIENDS, KONG SNUGGA WUBBA

Kong Wet Wubba


Neoprenowa Wubba przeznaczona do zabaw w wodzie. W sezonie obowiązkowym punktem dnia dla moich psów jest pływanie w pobliskim jeziorze - i tu właśnie Wet Wubba jest prawie niezastąpiona. Dobrze się nią rzuca, a psu łatwo ją złapać w wodzie i doholować do brzegu. Jako zamiennika dla tej Wubby do wodowania psów używam piankowych piłek HOKO Funny - na plus dla nich jest to, że są mniejsze, więc zajmują mi w saszetce mniej miejsca, natomiast nierzadko zdarza się, że moje psy przeoczą je w wodzie, natomiast Wubba jest dla nich dużo lepiej widoczna.



fot. Agata Łapińska

Jest to również nasza ulubiona zabawka do zabaw w śniegu - dzięki swoim intensywnym kolorom jest łatwa do wypatrzenia w śniegu i w przeciwieństwie do piłek wraca z nami ze spacerów, a nie zostaje zagubiona w zaspach.

fot. Agata Łapińska
Wet Wubba ma również swoje minusy - już po kilku aportach na neoprenie zostają ślady po zębach moich psów i bardzo szybko nie wygląda jak nowa. Szybko się brudzi, a używana w wodzie i na śniegu szybko łapie 'stęchły zapach' - mimo, że jest suszona na słońcu/pod kaloryferem po każdym użyciu. Czyści się ją trudno, po upraniu w pralce na delikatnym trybie materiał się niszczy.

Wygląd Wet Wubba po 3 spacerach.

Pod choinką Amberka znalazła nową Wet Wubbę w rozmiarze L - nasza poprzednia służyła nam zaledwie 5-6 miesięcy i wylądowała w śmietniku z powodu licznych dziur w materiale, które porobiły się w miejscu przetarć. Jednak służyła nam bardzo zacnie i używałyśmy jej bardzo intensywnie, więc zdecydowałam się na kolejną i jak ta zakończy swój żywot pewnie zdecyduje się na nią i po raz trzeci :)

fot. Agata Łapińska

Kong Wubba Weaves i Kong Wet Wubba, rozmiar L

Kong Wubba Weaves

Najnowsza wersja Wubby - bawełniany supeł z nylonowymi taśmami. Do Lychee trafiła zabawka w rozmiarze L i jest nią zachwycona, mniej ja. Na pewno posłuży nam przez jakiś czas, jednak już drugi raz bym się na nią nie zdecydowała, gdyż bawełniany supeł szybko się niszczy, nawet przy złapaniu przez psa zębami w czasie szarpania czy przy aportowaniu. Inne Wubby wypadają przy niej dużo lepiej.

Uszkodzenia powstałe w czasie wspólnej zabawy z psem.

Niestety zajęta świątecznym rozgardiaszem nie dopilnowałam, żeby zabawka została schowana zaraz po zakończeniu wspólnej zabawy i Liczmanek w mgnieniu oka wymemłała w niej dziurę. Nie oceniam tego jako wady zabawki, gdyż to uszkodzenie powstało przez moje gapiostwo ;) Normalnie nie pozwoliłabym na samodzielne znęcanie się nad nią Li, bo nie takie według mnie jest przeznaczenie tej zabawki. (co innego powyższe uszkodzenia sznura powstałe już podczas pierwszej zabawy ze mną)

Uszkodzenia powstałe w czasie chwili samodzielnej zabawy psa.


Kong Wubba Ballistic Friends

Moja ulubiona ze wszystkich zabawek z serii Wubba. Mamy różowego hipopotama w rozmiarze S. Na nylonie, z którego jest wykonana, moje psy nie zostawiają śladów zębów, więc długo wygląda jak kompletnie nowa. Uniwersalna w użyciu, gdyż nawet mocno wybrudzona daje się łatwo doczyścić. Ląduje w pralce razem z resztą zabawek na delikatnym trybie i wychodzi z tego czyściutka, bez żadnych uszkodzeń materiału.

Używana zabawka, po kilkukrotnym praniu w pralce.

Nie jest jednak niezniszczalna ;) Aktualnie mamy już drugą, gdyż pierwsza straciła głowę przy pociągnięciu Amberki w czasie szarpania. Jednak wcześniej służyła nam intensywnie, a przy tym wciąż wyglądała jak nowa - dlatego od razu zdecydowałam się na kolejną.


Porównanie: Kong Wubba Weaves rozmiar L oraz Kong Wubba Ballistic Friends rozmiar S

Kong Snugga Wubba

Wubba pokryta mięciutkim materiałem, według producenta flauszem. Jedna z ulubionych zabawek Li w pierwszych miesiącach pobytu u mnie. Szybko rozprawiła się z 2 sztukami Snugga Wubba w rozmiarze L, które wpadły w jej ząbki, ale przez czas kiedy u nas były sprawiły Li wiele radości - bardzo lubiła się nimi szarpać, aportować, memłać i często zasypiała przytulona do swojej Wubby. Ze względu na materiał, z którego jest wykonana moim zdaniem średnio nadaje się do używania na dworze.

Aktualnie moje psy nie mają tej wersji Wubby i na jej zakup dla dorosłego psa bym się nie zdecydowała. Inne są dużo bardziej uniwersalne w użyciu. Natomiast jak kiedyś pojawi się u mnie kolejny szczeniak to w jego wyprawce znajdzie się pewnie właśnie ta Wubba :)

środa, 10 grudnia 2014

Przerwanie ciszy cz. 2, czyli powiew jesieni :)

Poprzedni nadrabiający post zakończyłam na ostatnich dniach sierpnia - lato się skończyło i zaczęła się jesień, która dla nas w tym roku była chyba jeszcze bardziej pełna wrażeń niż lato :)
Wrzesień i październik spędziłyśmy z Li na intensywnym owieczkowaniu, natomiast listopad na torze flyballowym szykując Bru do debiutu na zawodach, a to wszystko przeplatane seminariami z dyskami i dużą ilością wspólnego biegania :)
Jesień zawsze była dla mnie porą roku, którą po prostu starałam się przetrwać, ale tegoroczna zdecydowanie dała się lubić!

fot. Agata Łapińska
fot. Agata Łapińska

Seminarium dogfrisbee z Paulą Gumińską

Nasz wrzesień zaczęłyśmy kilkudniową wizytą w Olsztynie :) Spędziłyśmy trochę czasu na włóczeniu się po moich ulubionych miejscach i całodniowym lenieniu się w towarzystwie Agaty i Rayko. Brałyśmy również udział z Li w semi frisbee z Paulą - już kilka razy byłam u niej na seminariach, do tej pory zawsze z Amberką, tym razem po raz pierwszy przyszła kolej na Liczmanka :) Strasznie lubię zajęcia prowadzone przez Paulę, jej podejście do psów i sposób pracy z nimi, dlatego tak chętnie wybieram się na nie, gdy tylko mam taką możliwość - tym razem również się nie zawiodłam i było super! Z Li zaczęłyśmy ćwiczyć elementy freestylu - pokazałam jakie problemy napotkałyśmy przy naszych overach i flipach oraz Liczku robiła pierwsze w swoim życiu backvoulty :)

fot. Agata Łapińska
fot. Julia Biernat
fot. Agata Łapińska
fot. Agata Łapińska
fot. Agata Łapińska

Seminarium 'toss&fetch+long distance' z Dominiką Piszczek

Seminarium z Dominiką marzyło mi się od dawna. Po poprzednim, które odbyło się na południu Polski czytałam w internecie same 'achy i ochy' na jego temat, dlatego tylko czekałam aż coś będzie działo się na północy. I tak razem z Agatą, Asią i Łukaszem w pierwszy weekend października wyruszyliśmy, oczywiście nie bez przygód i opóźnień, do Tczewa :) Zakwasy i ból w prawej ręce, które towarzyszyły mi jeszcze przez tydzień po zakończeniu seminarium były najlepszym dowodem, że pracowaliśmy duuużo i rzucaliśmy, rzucaliśmy i jeszcze trochę rzucaliśmy! Seminarium było nastawione na teoretyczne i praktyczne przygotowanie do startów w konkurencjach toss&fetch oraz polepszenie swoich wyników w konkurencji long distance. To jak daleko udało się większości uczestników rzucać pod koniec seminarium było naprawdę imponujące :) teraz tylko powtórzyć to na zawodach :p

Filmik z seminarium by Pies w formie:
 

fot. Agata Łapińska
fot. Agata Łapińska

Liczmankowe HWT

Jak już wspominałam wcześniej nasze bardziej konkretne plany co do pasienia nakreśliły się po obozie z Shaunem, żeby było śmieszniej obozie wyłącznie frisbiaczowym :) Nie był to nasz pierwszy kontakt z owcami, byłyśmy już wcześniej kilkukrotnie, podobało nam się, Li nawet bardzo, ale tak jakoś nam szło, że nie do końca tak jak bym chciała i czegoś mi w tym wszystkim brakowało. 
 
Nie wiem na ile Karolina była świadoma tego, że puszczając mnie z Li i stadem owieczek tamtego dnia na łąkę pokaże mi całkiem nowy, nawet trochę magiczny, owieczkowy świat :) Świat, którego do tej pory nie potrafiłam tak do końca dostrzec, a tego dnia zauroczył mnie tak mocno, że przepadłam na dobre. Podejrzewam, że doskonale wiedziała, że jak już go raz zobaczymy to będziemy chciały do niego wracać i wracać :) Zachodzące słońce za Li naprowadzającą na mnie owce też na pewno było częścią jej misternego planu :p Od tej pory na równi z Liczmankiem nie mogłam doczekać się każdego kolejnego razu kiedy będziemy mogły wyjść razem na łąkę :)

fot. Kasia Jakubczyk

I tak właśnie wyglądał nasz sierpień, wrzesień i październik. Czasem w ciągu dnia, czasem wieczorami, czasem rano jeszcze przed śniadaniem, czasem na pół dnia, czasem na chwilę, czasem z trzema wrzosówkami, czasem z osiemdziesięcioma pomorskimi wychodziłyśmy na łąkę :) 



W połowie października w Brodnicy Górnej odbywały się VII Otwarte Pasterskie Mistrzostwa Polski w stylu angielskim, przy okazji których miała być również możliwość podchodzenia do HWT, całość imprezy sędziowana przez holenderskiego zawodnika i sędziego Mike'a van der Most. 
Zawody organizowane były przez Unlimited Dog Center, roboty było bardzo dużo, więc miałyśmy z Kasią okazję okazać się choć trochę pomocne ;) Było to zarówno dla mnie, jak i dla Li, super doświadczenie, bo nie co dzień ma się możliwość pracy na tak dużym stadzie owiec, dla których praca z psami jest nowością. Starałam się wyciągnąć z tego ile mogłam i spędziłam cudowne dwa tygodnie w towarzystwie Karoliny i Kasi wśród owieczek i borderów :)

Decyzja, że podchodzimy z Li do HWT zapadła praktycznie w ostatniej chwili, dzień przed zawodami pędziłam z Brodnicy do Gdyni, żeby zarejestrować się w Związku Kynologicznym i wyrobić Liczmankowi książeczkę pracy - bo oczywiście nie mogłam posłuchać Karoliny od razu, podjąć tej decyzji choć kilka dni wcześniej i załatwić wszystkiego na spokojnie ;) 

I tak oto, zamiast jako kibic Karoliny i Kasi jak to początkowo miałam w planach, stawiłam się na odprawę dla zawodników z moim małym Liczmankiem u boku :) Byłam tak podenerwowana, że mało co pamiętam z tego co się działo przed startem - wiem że Mike śmiał się, że startuje w bluzie z mopsem :p jakbym miała iść w innej skoro ta przynosi mi szczęście! :)

Z Likaczu jestem bardzo dumna :) troszkę zaskoczył ją obcy pies, który przytrzymywał jej owce na outrunie (do tej pory przy owcach współpracowała głównie z dobrze sobie znaną Szą) i odwróciła się upewnić czy na pewno wszystko ok i czy dobrze zrozumiała, że ma po te owce pobiec :p no i dwa razy poleciała mi na balans kompletnie wbrew mojemu zamysłowi - inna sprawa, że możliwe tym samym ratując nam tyłek, bo kolejnym psom właśnie w tych miejscach owce uciekły z pola, ale tak czy siak wbrew temu co od niej chciałam, więc powinnam być za to na siebie i na nią zła ;) ale jako że całą resztą wybiegała nam 73 pkt. i tym samym zaliczyła HWT to jakoś zbytnio nie jestem, po prostu następnym razem tego nie zrobimy :)

Filmik poczyniony przez Kasię, żebym teraz z uśmiechem mogła wspominać jak bardzo się denerwowałam ;)


Karolina - jeszcze raz wielkie podziękowania za wszystko! Za poświęcony nam czas, za niesamowitą cierpliwość, za to że nie przestałaś w nas wierzyć, za możliwości rozwoju, które nam dałaś  i za każdą chwilę spędzoną wspólnie na łące :)

Seminarium pasterskie z Mike van der Most

Nasze cudowne 2 tygodnie zakończyłyśmy udziałem w seminarium pasterskim. Chciałam się skupić głównie na elementach, które sprawiają nam najwięcej problemów i z którymi nie bardzo wiem jak ruszyć na przód - tak więc pracowałyśmy głównie nad drivami i outrunami. Wskazówki i pomysły co zrobić, żeby było lepiej mam - teraz muszę je wprowadzić w życie :)
Niesamowite jest dla mnie jak różne jest zachowanie Li przy owcach w porównaniu z seminariami frisbee. Na tych drugich nakręcona jest do granic możliwości i nie ma szans, żeby wyciszyła się w czasie pracy innych psów bez pomocy klatki kennelowej. Natomiast przy owcach w czasie swojej pracy daje z siebie wszystko, natomiast podczas pracy innych psów ma pełne chillowanie, przytula się, rozdaje buziaczki lub ucina sobie drzemke, bez niezdrowego najarania. Magia owiec? :)


PsiaKrew Flyball Crew  &  DogOlympics 2014

Zdawać by się mogło, że w tym wszystkim zabraknie nagle czasu dla Amberki ;) Nic bardziej mylnego - Amberka ma swoje sprawy i swoje sporty ;) Po rozwiązaniu Redforce Flyball Team, w którym biegałyśmy od sierpnia zeszłego roku, zaczęłam biegać z Amber w szeregach PsiaKrew Flyball Crew. Pierwszym celem w nowej drużynie był start w wyścigach dwójek na Psiej Olimpiadzie, która odbyła się w Sopocie pod koniec listopada. Z PsiaKrew biegamy dopiero od końca października, więc czasu na poznanie psów, dobranie ich w pary i dogranie na crossach nie było wcale aż tak dużo. A jako, że miał to być debiut Amberki na zawodach flyballowych to byłam cała w nerwach co też wymyśli ;)

fot. Ala Suszka

Amberka wraz z labkiem Snickersem tworzyła zespół 'Żółw i Zając' biegający w 2. dywizji :) Dla obu naszych psów był to debiut na zawodach, więc tym bardziej był to dla nas ważny start i jestem z nich bardzo bardzo dumna! W pierwszych przebiegach Bru i Snick zrobili kilka błędów, ale udało nam się je skorygować i kolejne przebiegi biegali już z reguły bezbłędnie :) Czym w większości wygrywali z przeciwnymi drużynami, gdyż najszybsi w swojej dywizji wcale nie byli ;)
Jestem niesamowicie dumna z Amberki, bo po 'oswojeniu się' z nową sytuacją biegała bardzo powtarzalnie mimo wysokich jak dla niej hopek, ładnie wchodziła w tor, donosiła piłkę i przy okazji wyprzedzała jeszcze psy na torze obok :)
fot. Agata Łapińska



Ostatecznie wybiegali ze Snickersem 2x złoto i 1x srebro :)

Round Robin #1
Double Elimination #1
Single Elimination #2


fot. PsiaKrew Flyball Crew

Na skutek przeróżnych komplikacji, kombinacji i zrządzeń losu w tych zawodach biegałam również z tollerką Forzą :) Startowałyśmy w 1. dywizji razem ze springer spanielem Figo jako Zoo Karina Flyball Team. Wybiegałyśmy 1x srebro i 2x brąz :)

fot. PsiaKrew Flyball Crew

Jeszcze raz bardzo dziękuje Moni za cały wysiłek, który włożyła w przygotowanie nas do zawodów i nasz start :) Ali za bycie najlepszym boksowym! Oczywiście Oldze i Hani oraz całej reszcie drużyny PsiaKrew Flyball Crew. Bardzo się cieszę, że mogę z Wami biegać :)

Chciałabym również bardzo bardzo mocno podziękować Kasi - za to, że to dzięki niej zaczęłyśmy biegać po torze flyballowym i teraz tak to uwielbiamy :) No i oczywiście za to, że nadal nam tak bardzo kibicujesz :)

Ale jak już opisuje DogOlympics to muszę wspomnieć również o Likaczu, bo ona też miała swoje 5 minut, a dokładniej ... 3,88 sekundy :)
Jak się można domyślić startowała w konkurencji Top Speed Dog. Pierwszego dnia w biegach kwalifikacyjnych najwyraźniej nie czuła potrzeby pośpiechu, bo hasała sobie pociesznie po torze i wykręcając 'zawrotny' czas 4,33s ledwo co załapała się do drugiej rundy, czyli pierwszej 20stki :p Na kwalifikacje po kolejnej rundzie do pierwszej 10tki już szczerze mówiąc zbytnio nie liczyłam, ale Li miała inne zdanie i czasem 3,94s wskoczyła do kolejnej rundy :) W biegach w finałowej dziesiątce wybiegała czasy 3,89s i 3,88s co ulokowało ją na 8. miejscu na jakieś 40 psów startujących w kat. Medium, co uważam za bardzo fajny wynik ;)

Zresztą łaciaty cwaniak umie się ustawić... Amberka się wymęczyła na torze flyballowym i wygrała całe siaty zabawek. A kto się z nich najbardziej cieszy?
Wiadomo - Liczmanek :p


Finał Pomorskiego Pucharu Dogtrekkingu

Ostatecznym zakończeniem sezonu 2014 był dla nas udział w ostatniej imprezie z cyklu Pomorski Puchar Dogtrekkingu, która odbyła się w Mikołajki. Startowałyśmy jako drużyna razem z dziewczynami z PsiaKrew - Monią z Oszką, Kamilą z Kiarą i Wandą z Bibbi - którym jestem bardzo wdzięczna, że dały się namówić choć pogoda i temperatury już troszkę odstraszały. Całą trasę pokonałyśmy mocno spacerowym tempem, ale na metę dotarłyśmy mieszcząc się w czasie z zebranymi wszystkimi punktami :)

fot. Monika Karczewska
Tak jeszcze w temacie tego całego biegania z psami po lesie :) Jak pierwszy raz z Li stanęłyśmy na starcie razem z Martą i Forzą bodajże w kwietniu to nie przypuszczałam, że wciągnie mnie to aż tak :p Z kolei biedny Rayko nie przypuszczał, że będę na tyle okropna, że za którymś razem podepnę go razem z Li i wezmę ze sobą, a potem co gorsza powiem Agacie, że mu się podobało i namówię na wspólne starty :) I był to najlepszy wybór z możliwych - Agata nigdy nie marudzi i się nie ociąga (bo chce jak najszybciej być na mecie), na każdym punkcie niesamowicie się cieszy i mówi, że świetnie nam idzie i będzie podium (mimo że za każdym razem do podium było nam baaardzo daleko) oraz ma złotą zasadę, że przez całą trasę nie zagląda w mapę (i pod koniec jest zachwycona, że udało mi się znaleźć wszystkie punkty i słodko nieświadoma tego jak bardzo błądziłyśmy).
Wszystkim polecam - idealny towarzysz do dogtrekkingu :)

W tym roku udało mi się wystartować 5 razy na trasie 10km, w przyszłym mam ambitny plan na całą 11stkę z cyklu PPD :) No i muszę nauczyć się nawigować, żeby Agata w końcu stanęła chociaż obok tego swojego wymarzonego podium ;)

fot. Agata Łapińska
I w ten sposób nadrobiłam ostatnie pół roku nieobecności i dotarłam do dnia dzisiejszego, kiedy opatulona kocem i wspierana przez niezawodne Theraflu staram się wyleczyć choróbsko, którego nabawiłam się w weekend biegając po lesie.

Jak zawsze postanawiam sobie, że teraz już będę pisać regularnie - a jak będzie? Zobaczymy :)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Przerwanie ciszy cz. 1, czyli powiew lata :)

Na początku wakacji zaległa tu cisza ... i trwała i trwała, rzadko przerywana. Spowodowane to jest głównie tym, że od dłuższego czasu brak jest urządzenia, które mogłabym nazwać 'mój komputer' i kontakt ze światem utrzymuje głównie za pomocą telefonu :) Zresztą od początku wakacji również zmienianego już 3krotnie. Ten najnowszy jest podobno już wersją dla przypadków specjalnych i po wrzuceniu go do wody mam 30 minut na podjęcie decyzji czy chce go ratować czy nie - jeszcze tej opcji nie sprawdzałam, ale coś czuje, że któregoś pięknego dnia będzie mi to jeszcze dane ;)

Ale odchodząc od tematu moich problemów ze wszelkimi urządzeniami elektronicznymi postanowiłam skorzystać z tego, że dzisiejszy dzień jest idealny do zawinięcia się w koc i nadrobienia zaległości na blogu przeglądając wakacyjne zdjęcia i przypominając sobie jak było cudownie :) Paskudna pogoda za oknem mi sprzyja, czajnik nie odmawia wsparcia ciepłą herbatą, a Bru i Li - regenerujące się po dwudniowym udziale w DogOlympics - nie zgłaszają sprzeciwu. 
Już dziś brak mi wymówek, więc cofam się w czasie do końcówki czerwca i zaczynam :)

fot. Agata Łapińska

Top Speed Dog Warszawa

Sezon wakacyjnych wyjazdów rozpoczęłyśmy wesołym tripem do Warszawy w towarzystwie Asi i Mańka, Łukasza i Velka oraz Moni z Bereczkiem, którego głównym celem było biwakowanie :) Natomiast celem pobocznym udział w pierwszych zawodach z cyklu Top Speed Dog - seria zawodów, w których pies ma za zadanie pokonać odcinek 40m w jak najkrótszym czasie, przebieg mierzony za pomocą fotokomórek. Do wyścigów wystawiliśmy wszystkie nasze psy i wszystkie ślicznie śmigały :) Najszybciej popędziła Amberka, która z czasem 3,84s zajęła 5. miejsce w kat. Medium, Liczmanek pobiegła troszkę wolniej, ale z czasem 4:01s również zajęła miejsce w pierwszej dziesiątce i tym samym kwalifikacje na finały :)

fot. Agata Łapińska

Seminarium flyball z Darkiem Radomskim

Pierwszy weekend lipca poświęcony był flyballowi i Amberce :) razem z drużyną Redforce Flyball Team brałyśmy udział w seminarium z Darkiem Radomskim, przepracowywaliśmy problemy, które nasze psy mają na torze oraz ćwiczyliśmy pełne biegi w rozproszeniu jakim było wspólne seminarium kilku teamów. Bru miała te problemy, których się spodziewałam - każda zmiana na torze wybijała ją z rytmu biegów. Na szczęście po oswojeniu się z nową sytuacją biegała już jak typowa Amberka. Wyszłyśmy z niego naładowane wielką dawką pozytywnej energii oraz chęci do dalszego działania :)
 
fot. Agata Łapińska

Top Speed Dog Gdańsk

Drugie zawody z cyklu Top Speed Dog odbywały się w Gdańsku, co za tym idzie brało w nim udział jeszcze więcej znajomych psów, którym kibicowałam :) Części z nich udało się stanąć na pudle! Moje obie suczki poprawiły swoje czasy z Warszawy - Amberka z czasem 3,75s zakwalifikowała się do dogrywki o 3. miejsce, ale niestety nie obroniła go czasem 3,78, Likaczu natomiast zeszła poniżej 4s i wybiegała czas 3,99s - znów obie otrzymały kwalifikacje do finałów :)

fot. Agata Łapińska

Obóz dogfrisbee z Shaunem Hirai

Już następnego dnia pakowałam walizki, zabawki i dyski, żeby razem z Agatą, Kasią i Asią oraz ich borderkami - Raykiem, Korbą, Szą, Bree i Mańkiem wyruszyć do Brodnicy Górnej na seminarium dogfrisbee z Shaunem Hirai. Obóz odbywał się w cudownym miejscu - http://www.stadninakaszubska.pl/ - które wszystkim bardzo bardzo polecam, ja jestem nim zachwycona! :)
W zajęciach brałam udział głównie z Likaczu, choć kilka razy i Amberka biegała za dyskami. Lychee zdecydowanie prowadzący nie pasował, nie chciała do niego się zbliżać, o pracy z nim nie było nawet mowy. Za to z jej pracy ze mną jestem bardzo zadowolona, bardzo się starała i wydaje mi się, że całkiem dobrze dawała sobie radę :) Poziom biorących udział psów był bardzo zróżnicowany - od tych całkiem początkujących po te biorące udział w zawodach ze świetnymi wynikami. Ciekawe było obserwowanie pracy japońskimi metodami z różnymi psami na różnych poziomach zaawansowania. Bardzo podobał mi się nacisk kładziony na podwyższanie skuteczności psa oraz dawanie psu wskazówek za pomocą układu ciała przed każdą figurą/rzutem. Do reszty japońskich metod treningowych raczej nie jestem przekonana i w pracy z moimi psami stosować ich nie zamierzam. Wydaje mi się, że nawet jeśli są odpowiednie dla pewnego typu psów to na pewno nie dla wszystkich i w niektórych przypadkach mogą przynieść więcej szkody niż potencjalnego pożytku.
Wieczory spędzałyśmy z Li na pastwisku z owcami pod okiem Karoliny Dyszy. Oświecenie, które niespodziewanie zstąpiło na umysł Li w te kilka dni w temacie pasienia naładowało mnie chęcią do dalszego działania w tym temacie i nakreśliło nasze plany na wrzesień i październik :)

Filmik z seminarium by El Torado:



fot. Kasia Jakubczyk
fot. Kasia Jakubczyk
fot. Agata Łapińska
fot. Agata Łapińska
fot. Kasia Jakubczyk
 
DCDC Sopot

Z obozu wróciłyśmy prosto na DCDC w Sopocie. Z obiema suczkami byłam zgłoszona do konkurencji Pro Toss&Fetch. 
Mój 'plan' na debiut z Li był może mało ambitny, ale w jej przypadku wydaje mi się, że najrozsądniejszy - chciałam jej rzucać proste, krótkie rzuty, takie żeby mieć pewność, że nie nawale, a ona je złapie. W pierwszej rundzie udało mi się wypełnić plan w 100%, wszystkie rzuty na 2. strefę, o ile dobrze teraz pamiętam wszystkie złapane, swoimi skokami Liczku wyciągnęła nas na 11,5pkt :) Niestety druga runda sprowadziła mnie na ziemie i wybiła z radości, którą miałam po pierwszej - nie do końca do tej pory wiem co tam się wydarzyło, nie wiem czy nie była to kwestia tego, że przestraszyła się ludzi z widowni stojącymi za moimi plecami (w czasie pierwszej rundy przy polu rozgrywania Pro T&F widowni praktycznie nie było). Cokolwiek by powodem nie było na drugim powrocie Li mi się zawiesiła i nie chciała podejść strefy, w której stałam. Zgłosiłam naszą rezygnację i odwołałam ją z pola. Nie spodziewałam się takiego problemu z jej strony i od tamtego feralnego startu jeszcze większą uwagę przykładam do tego, żeby ćwiczyć z nią w przeróżnych miejscach.
Na start z Amberką miałam plan ambitniejszy i chciałam osiągnąć upragnioną 4. strefę. W moje plany zapomniałam wkalkulować, że w stresie rzucam jeszcze gorzej niż zwykle i że nie zawsze mój dzielny pomykacz zdąży na czas, żeby uratować to co ja zepsuje ;) Rzuty, które jej zafundowałam w pierwszej rundzie, no cóż ... lepiej ich nie wspominać, nawet po tych kilku miesiącach :p Starczy powiedzieć, że nie pozostawiłam jej nawet cienia szansy na ich złapanie ;) Prócz jednego, który doleciał na upragnioną 4. strefę i został złapany :) W drugiej rundzie już się troszkę ogarnęłam i zaczęłam jej rzucać tak, że mogła nas choć troszkę wyratować :)

fot. Kasia Jakubczyk

Sierpień minął nam sielsko i beztrosko na licznych spacerach, codziennym pływaniu w pobliskim jeziorze i wizytach nad morzem. Amberka dużo biegała po torze flyballowym, Likaczu częściej niż wcześniej zaczęła odwiedzać owieczki :) Niespodziewanie wspólne bieganie po lesie okazało się być czymś co zaczęło mi i Liczmankowi sprawiać bardzo bardzo wiele radości, którą z czasem Amberka też się zaraziła, choć nadal to głównie Lychee jest najszczęśliwszym psem na świecie wydającym z siebie entuzjastyczne okrzyki z ekscytacji, gdy tylko zakładam pas do wspólnego biegania :)


fot. Agata Łapińska
fot. Agata Łapińska
fot. Kasia Jakubczyk

Pod koniec sierpnia wybrałyśmy się również z Lychee na prześwietlenia, co by przekonać się co tam w jej stawach siedzi.

HD - rtg free, w badaniu ortopedycznym w sedacji wykryto luz w prawym stawie biodrowym
ED - rtg free
OCD - shoulders rtg free

Liczmanek dalej może sobie beztrosko pomykać, radośnie skakać i wysoko latać :)

fot. Agata Łapińska